Lubomir Guldan | Wrócimy na właściwe tory / Klub / KGHM Zagłębie Lubin
Lubomir Guldan | Wrócimy na właściwe tory 23 lut

Lubomir Guldan | Wrócimy na właściwe tory

Po ostatniej serii słabszych wyników postanowiliśmy porozmawiać z Dyrektorem sportowym Klubu Lubomirem Guldanem. Zapytaliśmy o przyczynę słabszej dyspozycji, pomysłu na wyjście z kryzysu i o szansach Zagłębia Lubin w dalszej części sezonu.

23 lut 2021 09:51

Fot. Tomasz Folta
Autor Zagłębie Lubin S.A.

Udostępnij

Klub

Lubo, jesteśmy już po kilku spotkaniach rundy rewanżowej PKO Ekstraklasy. Niestety, nie tak chyba wyobrażaliśmy sobie początek tego roku?

- Zgadza się. Nikt z nas nie spodziewał się takiego rozpoczęcia rundy wiosennej. Zakładaliśmy oczywiście, że pewne sytuacje jak kartki czy kontuzję mogą wpłynąć na nas jako zespół, aczkolwiek w najczarniejszych scenariuszach nie przewidywaliśmy takiego obrotu wydarzeń. Wczorajszy mecz z Rakowem, po raz kolejny nie poszedł po naszej myśli i teraz musimy bardzo szybko się pozbierać i przygotować na kolejne starcie w Krakowie.

Powiedziałeś, że byliście przygotowani na to, że kontuzje niektórych zawodników mogą mieć wpływ na postawę zespołu. Stąd podczas obozu w Turcji testowaliście różne warianty. Co w takim razie zadecydowało o porażce na inaugurację w meczu z Wisłą Płock?

- Tak naprawdę, to kluczowym momentem tego spotkania była czerwona kartka dla Dominika Jończego, którą nasz zawodnik otrzymał już na samym początku meczu. Nie dość, że spowodowała grę w osłabieniu, to jeszcze efektem tego był rzut karny, który pewnie wykorzystali gracze Wisły. Zanim zdążyliśmy zareagować, przegrywaliśmy już dwoma bramkami i w takiej sytuacji ciężko było już odrobić straty.
Dodatkowo, w tej kolejce straciliśmy kolejnych zawodników – Balica, Jończego i Crnomarkovica, a z urazami wciąż zmagali się Chodyna i Simić. To wymusiło zmiany zarówno w ustawieniu jak i taktyce całego zespołu.

W meczu z Lechem musieliście postawić na dość eksperymentalną defensywę, z dwójką stoperów, z których jeden wracał po kontuzji, a drugi był absolutnym debiutantem. Duże były obawy związane z tym spotkaniem?

- Obawy oczywiście były, to normalne. Damian Oko nie grał przecież w lidze praktycznie rok, więc jego dyspozycja była dużą niewiadomą. Co prawda dobrze wyglądał na obozie i nieźle prezentował się na treningach, to dawało nam nadzieję, że da sobie radę, ale ostatecznie wszystko weryfikuje boisko. Damian stanął jednak na wysokości zadania i zagrał bardzo dobre zawody. Podobnie zresztą jak Kamil Kruk, który na środku obrony w parze z „Oczko” wypadł obiecująco.

A samo starcie w Poznaniu w wykonaniu drużyny dawało powody do optymizmu?

- Myślę, że tak. Przecież spotkanie w Poznaniu było całkiem niezłe z naszej strony i choć bramki nie udało się strzelić, to również jej nie straciliśmy. Po pierwszej połowie wiedziałem, że będzie dobrze i że chłopaki dadzą radę. Lech wprawdzie w drugiej części trochę mocniej nas przycisnął, ale nie stworzył wielu sytuacji i po tym meczu uważałem, że się w końcu odbijemy.

Po rywalizacji w lidze przyszedł mecz w Pucharze Polski i to z teoretycznie słabszym i dobrym na przełamanie rywalem. Jak wiemy, nie udało się wygrać z Chojniczanką, co było dużą niespodzianką i mocno rozczarowało sympatyków Miedziowych. Twoim zdaniem da się to jakoś racjonalnie wytłumaczyć?

- Nie chce szukać usprawiedliwienia, bo moim zdaniem w takich sytuacjach go nie ma. Będąc jeszcze czynnym zawodnikiem, podobną sytuację przerabiałem przy okazji spotkania z Huraganem Morąg. Ja co prawda w nim nie wystąpiłem, ale byłem bardzo blisko zespołu. Wtedy także zaprzepaściliśmy szansę i choć spotkanie ułożyło się wtedy pechowo – bo nie wykorzystaliśmy rzutu karnego, to zarówno wtedy jak i teraz, nie ma żadnego wytłumaczenia. Z Chojniczanką mieliśmy naprawdę wiele atutów po swojej stronie – mecz u nas, odśnieżona i przygotowana murawa. Mieliśmy także sto dwadzieścia minut na strzelenie bramki, dlatego trzeba nazwać rzeczy po imieniu – to jest porażka, która nie ma prawa się przydarzyć. Zawiedliśmy klub i naszych kibiców, bo takie mecze z drugoligowym rywalem trzeba po prostu wygrywać.

Rozmawiałeś po meczu z zawodnikami? Starałeś się szukać przyczyny tej porażki?

- Tak, rozmawialiśmy z zawodnikami po meczu. Tutaj jednak nie ma co analizować. Trzeba powiedzieć jasno, że narobiliśmy sobie wstydu na całą Polskę. Myślę, że zawodnicy zdają sobie z tego sprawę.

Kilka dni później był dobry moment na rehabilitację, ponieważ rozgrywaliście mecz z beniaminkiem – Wartą Poznań. I po raz kolejny nie udało się wygrać. Dlaczego?

- Ciężko tutaj o jednoznaczną przyczynę. Analizując mecz z Wartą widać, że dobrze zaczęliśmy to spotkanie. Z drugiej strony przeciwnik też postawił mocne warunki i nie było tak, że na boisku czekał na najniższy wymiar kary. Warta przecież także ma swoje cele i bardzo mocno liczy na utrzymanie się w najwyższej klasie rozgrywkowej. Dlatego szybko było widać, że to będzie mecz do pierwszej, strzelonej bramki. Liczyłem, że to my jako pierwsi wyjdziemy na prowadzenie, co pozwoli nam złapać pewien luz i w jakiś sposób kontrolować dalszą część spotkania. Tak się jednak nie stało, to poznaniacy strzelili nam gola i od tamtej chwili grało się już bardzo ciężko. Inna sprawa, że po raz kolejny tracimy trafienie w dość łatwy sposób i to też jest naszym problemem?

To nie zmienia jednak faktu, że jakościowo mamy mimo wszystko lepszy zespół jak Warta i nawet jeśli tracimy bramkę, to powinniśmy także strzelać gole przeciwnikowi. Ty jeszcze całkiem niedawno funkcjonowałeś w tej szatni jako zawodnik, dlatego nie zastanawia Cię fakt, z czego to może wynikać?

- Oczywiście, że cały czas się nad tym zastanawiamy i analizujemy przyczynę naszej niskiej skuteczności. Znam jakość tej drużyny, znam także jakość poszczególnych zawodników i przyznam szczerze, sam jestem zaskoczony tym, jak to wygląda. W poprzedniej rundzie dużo bramek strzelaliśmy ze stałych fragmentów gry i obecnie tego trochę brakuje. Z drugiej strony, nie chce, żeby zabrzmiało to jak szukanie wymówek, ale w krótkim okresie odszedł Białek, Bohar czy obecnie uraz ma Żivec i to także zmienia nieco oblicze tego zespołu.

Zgadza się, ale odejście jednych zawsze jest szansą dla innych. Podobnie jest z twoją osobą, gdzie także zwolniło się nie tylko miejsce na środku obrony, ale i na pozycji lidera tej drużyny. Nie uważasz, że to także może być przyczyną słabszej gry?

- W dalszym ciągu w tym zespole jest kilku doświadczonych zawodników, którzy w odpowiednim momencie potrafią i potrafili zabrać głos, nawet wtedy, kiedy ja jeszcze byłem w szatni. Wiem, że w sytuacji, kiedy trzeba coś powiedzieć czy nawet pomóc, to na nich także można liczyć. Nie uważam więc, że brak jednego lidera jest akurat naszą największą bolączką.

Zapewne analizowaliście w takim razie, co nią jest?

- Tak, przed rozpoczęciem zdawaliśmy sobie sprawę z naszych mankamentów. W trakcie rundy rewanżowej także spotykamy się regularnie i analizujemy, co należy poprawić. To nie jest tak, że tylko czekamy na to przełamanie i nie robimy nic w tym kierunku, aby to nastąpiło. Wiemy, że tracimy głupie bramki, o czym powiedziałem już wcześniej. Wiemy również, że stwarzamy za mało sytuacji i mamy problemy po stracie piłki. Zdajemy sobie sprawę z przyczyn kryzysu. Dalej jednak uważam, że sportowo mamy duży potencjał, ale trzeba w tym trudnym momencie go wydobyć. Każdy kolejny mecz nakręca pewną spiralę i czasem to jedna bramka, czy to wydarte punkty, przełamują złą passę. Powiem więc inaczej. Co prawda teraz jesteśmy w lekkim dołku, ale znam tą drużynę i wiem, że równie dobrze za chwilę możemy mieć zwycięską serię.

Taka okazja była, chociaż w spotkaniu z Rakowem, który również przyjechał do Lubina, aby w końcu się przełamać.

- Zgadza się, ale na mecz z Rakowem nikogo nie trzeba było motywować. Drużyna bardzo dobrze wiedziała z kim i o co gra i przed spotkaniem ta koncentracja była naprawdę bardzo duża. Zresztą, tak samo było przed Wartą, dlatego nie uważam, że nasz kryzys bierze się z braku motywacji. Wiele determinują sytuację boiskowe, bo przecież gdyby Patryk Szysz wykorzystał pierwszą okazję, a za chwilę podwyższył na dwa do zera, to ten mecz mógł ułożyć się całkiem inaczej. Niestety, co prawda bramkę udało się strzelić, aczkolwiek Raków zdołał wyrównać. W końcówce znów tracimy pechowo gola, jeszcze po trafieniu samobójczym i znowu, nie udaje się przełamać.

Jest w końcu jakiś pozytyw w postaci strzelonej bramki.

- Tak, choć wszyscy chyba oczekujemy czegoś więcej. Musimy na pewno stwarzać sobie dużo więcej sytuacji, bo jest ich zdecydowanie za mało. Zgodzę się, że jest to jakiś pozytyw, który może być impulsem, takim światełkiem w tunelu. My jednak musimy od siebie wymagać zdecydowanie więcej. Mecz z Rakowem daje podstawy do tego, że w Krakowie będzie lepiej i mocno wierzę, że z Cracovią drużyna w końcu zdobędzie komplet punktów.

Patrząc na nasz terminarz i widząc, jakich mamy rywali, podtrzymujesz to, co powiedziałeś przed chwilą? Ten zespół stać na złapanie takiej pozytywnej serii?

- Jak najbardziej. Jestem tutaj już kilka lat, wielu zawodników znam bardzo dobrze i wiem, że bywały trudne momenty i zawsze z nich wychodziliśmy. Czasem tak jest, że musisz dojść do ściany i wówczas uwalniasz całą tę sportową złość. Na pewne rzeczy nie masz wpływu, ale my udowodniliśmy już choćby w końcówce tamtego roku, że potrafimy się przełamać. Przecież na mecz z Wisłą, także do Krakowa, jechaliśmy będąc w dołku, a jednak udało się wygrać i od tego spotkania zaczęliśmy grać naprawdę dobrze. Wygraliśmy z Podbeskidziem, potem derby ze Śląskiem i pomimo dobrej gry, pechowo przegraliśmy z Pogonią. Dlatego teraz też wierzę w ten zespół.

Znacie swoje mankamenty, wiecie, nad czym pracować przed meczem w Krakowie, czy w takim razie mamy w zespole odpowiednich wykonawców?

- Oczywiście, w naszej drużynie jest wielu zawodników z odpowiednią jakością. Każdy z nich potrafi dużo dać drużynie, po prostu musimy się, kolokwialnie mówiąc – odblokować. Wówczas wrócimy na właściwe tory i zaczniemy wygrywać.

Czy Miroslav Stoch może być takim pozytywnym impulsem dla tego zespołu?

- Zdecydowanie. Miro ma ogromny potencjał sportowy i przede wszystkim przyszedł do Lubina z określonym celem - pomoc zespołowi. Od początku wiedzieliśmy, że będzie potrzebował dwóch, trzech tygodni, aby dojść do optymalnej dyspozycji i już mecz z Rakowem pokazał, że może być bardzo groźny w ofensywie. Myślę, ze w najbliższych spotkaniach będziemy mieli z niego dużo pożytku.

W naszej lidze rozegrałeś naprawdę wiele spotkań. Widziałeś także wiele kryzysów i ciężkich momentów w naszym klubie na przestrzeni ostatnich. Jesteś w stanie wlać jakiś powiew optymizmu w serca naszych sympatyków?

- W piłce zdarzają się zarówno lepsze jak i gorsze momenty, o czym doskonale wiedzą nasi kibice. Czasem po prostu robisz wszystko, co w Twojej mocy, ale ma to przełożenia na wynik i jest to mocno frustrujące. Zarówno dla zespołu jak i jego sympatyków. W takim chwilach wszyscy jednak musimy trzymać się razem, być jak rodzina. W Lubinie spędziłem wiele lat. Bywały sytuacje dużo gorsze, ale zawsze czułem, że nawet w najcięższych chwilach mogę liczyć na naszych kibiców. Dlatego teraz, widząc, jak wiele pracy ta drużyna wkłada w to, aby wrócić na właściwe tory, mogę jedynie apelować o cierpliwość i wsparcie. W tym ciężkim momencie jest to nam bardzo potrzebne.