Jakub Mares: Mam nosa do bramek / Pierwszy zespół / KGHM Zagłębie Lubin
Jakub Mares: Mam nosa do bramek 6 lut

Jakub Mares: Mam nosa do bramek

Od dziecka był cholerykiem, nienawidzi przegrywać – tak na boisku jak i poza nim. Twierdzi, że ma nosa do bramek i wie, gdzie się znaleźć na boisku. Kibicuje Borussii Dortmund i wie, że w Zagłębiu ma zastąpić nie byle kogo. – Zdaję sobie sprawę, jakie są wobec mnie oczekiwania. Nie boję się presji, będę robił swoją robotę – podkreśla Jakub Mares. Nowy napastnik na boisku już się przedstawił, teraz pora na pierwszy dłuższy wywiad z Kubą.

6 lut 2018 14:43

Fot. Zagłębie Lubin
Autor Zagłębie Lubin

Udostępnij

Ekstraklasa

Byłeś najlepszym strzelcem Slovana Bratysława, jednym z najlepszych napastników na Słowacji. Dlaczego Twój dotychczasowy klub tak łatwo Cię wypuścił?
- Slovan zimą sprowadził Andraza Sporara z FC Basel i przekazano mi informację, że w planach jestem napastnikiem nr 2. Mnie odpowiadała rola podstawowego napastnika, tym bardziej, że przez pół roku zdobyłem 16 bramek: 12 w lidze, 1 w pucharze i 3 w europejskich pucharach.

Zacząłem szukać alternatywy, a że mam kilku dobrych kolegów w Polsce, to przekonałem się do tego kierunku. O Polsce opowiadali mi: Kamil Vacek, Martin Nespor, Martin Pospisil i Michal Papadopulos. Wszyscy potwierdzali, że Lotto Ekstraklasa jest wymagająca, a Zagłębie to dobry klub.

Ale to nie Twoja pierwsza przygoda z Zagłębiem?
- Faktycznie miałem okazję grać w Lubinie. Reprezentowałem wówczas barwy Mlady Boleslav, a trenerem Zagłębia był Pavel Hapal. Zagraliśmy sparing na bocznym stadionie (na Stadionie Górniczym przyp. red.).

A jak kibice Slovana zareagowali na Twoje odejście z klubu?
- Kibice byli zaskoczeni tym transferem, szukali przyczyn takich decyzji. Sezon wcześniej, w Ruzemberoku, zostałem uznany najlepszym napastnikiem słowackiej ligi. Zasłużyłem na transfer do Slovana, w którym jest większa presja i większe oczekiwania, a ze wszystkim sobie poradziłem.

Ja jednak czułem, że w Slovanie mieli już inną wizję drużyny, dlatego postanowiłem odejść. Pojawiły się oficjalne zapytania z Rosji, Korei, Węgier i oczywiście Polski. Zdecydowałem się na transfer, rozmowy z Zagłębiem przebiegły dobrze, więc podpisałem umowę, z czego jestem zadowolony.

Dość późno zostałeś tak skutecznym napastnikiem… Grałeś i na skrzydle, w środku pomocy.
- Najlepiej czuję się na pozycji napastnika. W ataku grałem na początku mojej kariery w Teplicach. Trafiłem do młodzieżowych reprezentacji, przez pół sezonu zdobyłem 7 bramek i zaliczyłem 7 asyst. Zgłosiła się Sparta Praga, grałem tam jako napastnik. Na boku pomocy występowałem z konieczności w Teplicach, ale ani nie byłem tak skuteczny, ani nie dawałem tylu asyst, co wcześniej.

Napastnik może życiową formę osiągnąć po 30. roku życia?
- Jestem jak wino, im starszy, tym lepszy (śmiech). Wielki wpływ na moją grę i skuteczność miał trener w Ruzemberoku Norbert Hrncar. On na mnie postawił w ataku i mocno uwierzył w potencjał. Przekazał mnóstwo pozytywnej energii, sprawił, że piłka znów sprawia radość. Mam nadzieję, że najlepsze jeszcze przede mną, a Zagłębie to kolejny pozytywny rozdział w mojej karierze.

Jaki sobie stawiasz przed sobą cele? Interesuje Cię określona liczba bramek, pierwszy skład, czy gra w europejskich pucharach?
- We wcześniejszych klubach miałem okazję grać w europejskich pucharach i chcę to powtórzyć w Zagłębiu. Na poziomie międzynarodowym można najlepiej się sprawdzić, zobaczyć na jakim poziomie się jest. Na awansie do europejskich pucharów kluby bardzo korzystają, takie mecze nakręcają kibiców, marketing. Uważam, że Zagłębie ma potencjał i ambicje, żeby grać na takim poziomie. Jeśli chodzi o gole, to jestem napastnikiem i oczekuje się ode mnie bramek. Gdy drużyna będzie dobrze grała, to gole będą padały.

Przychodzisz tutaj by zastąpić Kubę Świerczoka. Znasz temat?
- Wiem jakie są oczekiwania. Jakub Świerczok zdobył 16 bramek, to piękny wynik. Trener w pierwszych rozmowach wspominał, że miał dotychczas bardzo skutecznego napastnika. Nie chcę składać deklaracji, ale wierzę w swoje umiejętności, postaram się sprostać oczekiwaniom. Nie boję się presji, będę robił swoją robotę. Przede wszystkim na mojej grze ma korzystać drużyna.

Można lepiej przedstawić się kolegom z zespołu niż golem w debiucie? Wprawdzie pierwszą bramkę zdobyłeś w meczu sparingowym, ale wcześniej nawet nie trenowałeś z drużyną…
- Wszystko bardzo szybko się potoczyło. Dopiero wczoraj odbyłem pierwszy trening, ale nowy zespół muszę ocenić bardzo pozytywnie. W całym klubie wyczuwa się dobrą atmosferę, wierzę, że koledzy pomogą mi zdobywać bramki. Oczywiście tamten gol dobrze podziałał na mnie i utwierdził, że trafiłem do dobrej drużyny.

Z chłopakami z drużyny spędziłeś chwilę po sparingu. Złapaliście kontakt?
- Nie powinno być żadnych problemów. Wiadomo, że dopiero się poznajemy, wcześniej nawet nie trenowaliśmy razem. Trzy godziny przed wspomnianym sparingiem podpisaliśmy kontrakt, załatwiliśmy formalności i wskoczyłem do składu. Jestem szczęśliwy, że strzeliłem gola.

A jak z Twojej perspektywy wyglądała bramkowa sytuacja?
- Dostałem fantastyczną centrę od kolegi z numerem 11 (Bartłomieja Pawłowskiego przyp.red.) i mnie pozostało tylko skierować piłkę do siatki (śmiech). Podanie było bardzo precyzyjne, tylko nastawiłem głowę. Wierzę, że w piątek pokażemy się z dobrej strony i podobnie będzie z Legią.

Twoje atuty to…
- Widowiskowy drybling to raczej nie (śmiech), choć nie ma dramatu. Przede wszystkim gram agresywnie, dobrze czuję się w 16-nastce, potrafię skutecznie kończyć akcje. Większość bramek, bo wedle pewnych wyliczeń nawet 75%, zdobywam po centrach. Mam dobry wyskok z miejsca i przysłowiowego nosa do bramek. Często czuję, gdzie spadnie piłka… Potrafię dołożyć głowę. W polu karnym działam automatycznie, wiem, gdzie powinienem być, piłka mnie szuka.

Jeśli chodzi o komunikację, to nie powinno być problemu.
- Może Polaków nie rozumiem jeszcze w stu procentach, ale większość do mnie dociera. Na boisku nie powinno być problemu.

Doniesiono nam, że masz opiekuna w zespole?
- Tak zajął się mną Guldi (Lubomir Guldan - przyp. red). Są też Martin Polacek i Martin Nespor, więc jeśli czegoś nie będę rozumiał, to mi pomogą. Z Nesporem przez rok grałem w Mladzie Boleslav, więc się znamy. Ale to Lubomir głównie mi pomaga, pokazał mi Lubin, Stadion Zagłębia. Jestem mu wdzięczny, bo ja tego potrzebuję, a on poświęca mi swój czas.

Zauważyłeś jakim szacunkiem Guldan cieszy się w zespole?
- Oj widać to od samego początku! Wiem, że Guldan gra tu dobre 5 lat i wyrobił sobie świetną markę. Jest kapitanem, mimo, że pochodzi ze Słowacji. Docenia się go tutaj na każdym kroku, to dobra motywacja dla mnie, by pójść ścieżką Guldiego i zasłużyć na taki szacunek.

Co dokładnie mówili Ci koledzy na temat Zagłębia, zanim zdecydowałeś się na transfer do Lubina?
- Michal Papadopulos wypowiadał się w samych superlatywach, grał też długo w Zagłębiu i sentymentem wspominał klub. Chwalił w zasadzie wszystko. Kamil Vacek również mówił sporo dobrego o Zagłębiu. Wiadomo, że przeglądałem Internet, czytałem na temat klubu. Trener Zagłębia umie pracować z drużyną i ma na nią pomysł, to również zaważyło na mojej decyzji.

Trenera Mariusza Lewandowskiego kojarzyłeś z boisk?
- Rozmawiałem na jego temat z Tomasem Hubschmanem, z którym trener grał w Szachtarze, ale co mi powiedział, to sekret (śmiech). A tak na poważnie, to zapewniał, że Mariusz Lewandowski potrafi rozmawiać z ludźmi, ma swoją wizję piłki. Odbierany był jako osoba prostolinijna, jak ma problem, to mówi i stara się go rozwiązać. Trener Lewandowski rozumie futbol i jest… ludzki.

Natrafiliśmy na plotki, że jesteś trudnym człowiekiem…
- Bardzo ekspresywnie reaguję na to, co dzieje się na boisku. Nienawidzę przegrywać, zżera mnie ambicja! Doszło do tego, że czasem oceniano mnie jako klauna, odbierano jako pozera. A ja taki jestem, zawsze byłem, podobnie reagowałem, kiedy byłem dzieckiem. Jestem cholerykiem, który gra w piłkę sercem.

Podobnie reaguję poza boiskiem, kiedy pojawia się rywalizacja. Jakbyśmy rozdali teraz karty, to musiałbym wygrać, inaczej odszedłbym od stołu bardzo zły. Jeśli w ogóle bym odszedł! Nie interesuje mnie nic, oprócz zwycięstwa. Jak będziemy wygrywali i będę strzelał gole, to problemu nie będzie (śmiech).

Przyjechałeś sam czy z rodziną?
- Póki co jestem sam, bo załatwiam domek. Mam rodzinę i psa, więc potrzebujemy przestrzeni. Jak wszystko przygotuję, to sprowadzę najbliższych.

Zawsze grałeś z numerem 26?
- To dzień mojego urodzenia, więc to jeden z preferowanych numerów. Odpowiadały też 9 i 10. Numer 9 jest zajęty, zdążyłem się też zorientować, że 10 numer specjalny dla kibiców Zagłębia, bo grał z nim tragicznie zmarły piłkarz i to szanuję. Został więc numer 26…

A wiesz, kto przed Tobą grał z tym numerem na plecach w Zagłębiu?
- Niestety nie orientuję się w temacie…

Niedawno Krzysztof Piątek, a nieco ponad 10 lat temu reprezentant Polski Łukasz Piszczek. Wtedy też był napastnikiem.
- Żartujecie?! Borussia Dortmund to mój ulubiony klub! Jak nie czułem presji, to teraz właśnie jej doświadczyłem (śmiech). Naprawdę Łukasz Piszczek grał z numerem 26?! Super sprawa, postaram się tym bardziej nie zawieść oczekiwań kibiców. Zawodnik Borussii grał przede mną z numerem 26 w Zagłębiu!