
80 twarzy Zagłębia | Janusz Stańczyk
Pochodzi z Zabrza, ale od dziecka związany jest z naszym Klubem. Starsi kibice pamiętają go między innymi z gola strzelonego Legii w Pucharze Polski, a młodsi z pracy z młodzieżą, która pod jego okiem święciła sukcesy turniejowe oraz debiutowała w Ekstraklasie. Sylwetką Janusza Stańczyka rozpoczynamy serię „80 twarzy Zagłębia” wspominającą ludzi, którzy w ciągu 80-letniej historii naszego Klubu przysłużyli się mu swoją pracą, pasją i przywiązaniem do barw.
16 lip 2025 16:12
Fot. Zagłębie Lubin S.A./zaglebiak.com
Autor Zagłębie Lubin S.A./zaglebiak.com
Udostępnij
Klub
Z Zabrza do Lubina
Choć urodził się w Zabrzu w 1958 roku, trafił do Lubina jako 9-letni chłopiec. Jego ojciec otrzymał propozycję pracy w kopalni i wraz z całą rodziną zdecydowali się na przeprowadzkę na Dolny Śląsk.
„Na pierwszy trening do Zagłębia przyprowadził mnie ojciec. Miałem wówczas 13 lat. Moja przygoda z piłką rozpoczęła się jednak wcześniej na podwórku, gdzie grałem ze swoimi kolegami całymi dniami” – mówi Janusz Stańczyk w rozmowie z portalem zaglebiak.com. Ta historia to niemal kalka wszystkich młodych adeptów piłki nożnej rozpoczynających swoją przygodę w tamtych czasach. W swojej drużynie trafił na wielu utalentowanych kolegów, ale bez wątpienia tym, który robił największe wrażenie był Marek Biegun, w przyszłości świetny obrońca Zagłębia i GKS-u Katowice, pierwszy wychowanek Miedziowych powołany do reprezentacji Polski.
Świetna postawa w treningach oraz meczach juniorów zaowocowała awansem do drużyny rezerw, gdzie jak sam mówi, nauczył się seniorskiej piłki. W zespole oczywiście nie brakowało młokosów, głodnych sukcesu i wielkiej kariery, ale także zawodników doświadczonych, od których można było czerpać wiedzę i doświadczenie.
Wymarzony Debiut
Pamiętacie trafienie Huberta Adamczyka w meczu z GKS-em Katowice, które dało Miedziowym wygraną 1:0? Nie ma nic lepszego, niż trafienie w premierowym występie dla nowego klubu, ale Janusz Stańczyk dokonał rzeczy jeszcze bardziej spektakularnej.
„Debiut miałem nietypowy, bo tuż po obozie w Złotoryi. Graliśmy mecz z Avią Świdnik. Tego dnia rozpocząłem na ławce rezerwowych, ale gdy długo utrzymywał się remis, trener postanowił coś zmienić. Wszedłem w 60. minucie i jakieś piętnaście sekund później egzekwowaliśmy rzut rożny. Piłkę dorzucał wtedy Michał Lewandowski, a ja wyskoczyłem najwyżej i mocnym uderzeniem z głowy strzeliłem zwycięską bramkę.”
Smykała do zdobywania goli nie opuściła Janusza Stańczyka przez krótką, choć całkiem niezłą karierę piłkarską. Wkrótce po tym padła bramka, która doprowadziła cały Lubin do szaleństwa.
Rewelacja Pucharu Polski
W sezonie 1978/1979 Miedziowi kiepsko prezentowali się w rozgrywkach II ligi, który notabene zakończyli spadkiem do klasy międzywojewódzkiej. Inaczej było jednak w Pucharze Polski, gdzie jako Zagłębie II Lubin szli jak burza. W 1/8 finału przyszedł jednak najbardziej poważny sprawdzian. Do Lubina przyjechała naszpikowana gwiazdami Legia. Pomimo siarczystego mrozu, który panował wówczas na Dolnym Śląsku, blisko 6 tysięcy widzów na Stadionie Górniczym było świadkami największego jak do tej pory zwycięstwa Miedziowych.
„Przygodę z Pucharem Polski trzeba zacząć od tego, że graliśmy jako Zagłębie Lubin II. Najpierw pokonaliśmy PKS Odrę Wrocław 3:1, Małapanew Ozimek 3:0, Noteć Czarnków 2:1 i takim samym wynikiem zakończył się mecz z GKS Katowice. W 1/8 czekała nas rywalizacja z Legią Warszawa prowadzoną przez trenera Andrzeja Strejlaua. Do tej pory pamiętam te emocje i doping trybun, który niósł nas do zwycięstwa. Atmosfera na stadionie górniczym była wspaniała. Legia przyjechała naszpikowana gwiazdami z Kazimierzem Deyną na czele. Mecz ułożył się po naszej myśli, bo już w drugiej minucie strzeliłem bramkę po dośrodkowaniu Żuchowskiego. Później Marek Biegun pięknym szczupakiem podwyższył na 2:0. Mecz zakończył się wynikiem 2:1, a publika na stadionie oszalała. Kibice nam gratulowali, ściskali nas i znieśli na rękach z boiska. Miło się wraca wspomnieniami do tych wydarzeń.”
W ćwierćfinale Miedziowi musieli postawić się zabrzańskiemu Górnikowi. Dla Janusza Stańczyka był to mecz wyjątkowy. Choć sam nigdy nie grał dla Zabrzan, to tak ważne starcie z klubem z rodzinnego dodawało smaczku tej potyczce.
”W stykowej sytuacji wywalczyłem piłkę, wymanewrowałem obrońców i strzeliłem bramkę Cimanderowi, która wyrównała rywalizację, a dwie minuty później po bramce Drzystka prowadziliśmy 2:1. Na przerwę schodziliśmy jednak z remisem, bo wyrównał Pałasz. Bramkę na 3:2 zdobył Marek Biegun. Miałby w sumie dwie, ale jedna z nich nie została uznana przez sędziego. Piękna przygoda trwała nadal, a radości na stadionie nie było końca.”
To co jeszcze przed sezonem wydawało się niemożliwe stało się faktem. Drugoligowe wówczas Zagłębie Lubin stanęło przed szansą awansu do finału Pucharu Polski. W nim zbyt mocna okazała się jednak krakowska Wisła prowadzona przez trenera Oresta Lenczyka i piękna przygoda lubinian dobiegła końca. Do brzegu dobiła także kariera piłkarska Janusza Stańczyka w Lubinie, ale ta decyzja pociągnęła za sobą inne, choć wtedy jeszcze nieznane skutki.
Zawsze chciałem być trenerem
"Nie byłem wybitnym zawodnikiem, potrafiłem to zrozumieć. Już wtedy wiedziałem, że chce pójść na studia. Nawet w młodości miałem takie marzenia, że chciałem być trenerem i nauczycielem wychowania fizycznego jednocześnie. Stąd decyzja o dalszej edukacji i wyjazd do Wrocławia.”
Do Lubina powrócił 10 lat później, już jako absolwent Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu oraz trener rocznika 1977/1978, a w nim kilka ciekawych nazwisk jak Adam Buczek czy grający później w Ekstraklasie Mariusz Ujek.
„Nie było wtedy takich warunków jak teraz. Było jedno boisko, gdzie mogła trenować młodzież. Można powiedzieć, że trenowaliśmy gdzie się dało i były możliwości. W tamtym czasie warunki były trudne, ale pozwalały chłopcom pokazać charakter, zacięcie do treningu i grania oraz chęć reprezentowania Zagłębia Lubin.”
Ten cytat chyba najlepiej oddaje smak minionych lat oraz tego w jakich warunkach kształtowali się zawodnicy, którzy później stanowili o sile Zagłębia i całej ligi.
Pod jego okiem wykształtowało się jednak wiele młodych talentów jak: Mateusz Szczepaniak, Adrian Błąd, Arkadiusz Woźniak, Filip Jagiełło czy Bartłomiej Kłudka. To właśnie pierwsza dwójka triumfowała w 2006 roku w prestiżowym turnieju Coca Cola Cup, który gromadził najlepsze szkoły gimnazjalne w Polsce.
Dwa lata wcześniej przyszedł też pierwszy skalp z młodzieżowej piłce klubowej, a mianowicie srebrny medal Mistrzostw Polski, który zdobył prowadząc zespół do spółki z Andrzejem Turkowskim.
To właśnie ze szkolenia młodzieży i niewątpliwych sukcesów zarówno w treningu indywidualnym jak i drużynowym trener Janusz Stańczyk jest znany najbardziej, ale najbardziej prestiżowy mecz rozegrał się dla niego jeszcze w XX wieku.
Wielki Milan w Lubinie
W 1994 roku Stańczyk został asystentem w I drużynie Miedziowych, którą trenował wówczas Wiesław Wojno.
„Było to dla mnie ogromne wyróżnienie. Trenowałem grupy młodzieżowe i ciężko pracowałem na dobre wyniki z młodymi zawodnikami i swoje. Wtedy też otrzymałem propozycję zostania asystentem od trenera Wiesława Wojno. Osobiście praca z seniorami to był dla mnie spory przeskok i ciekawa lekcja. Będąc asystentem pierwszego trenera bardzo dużo się nauczyłem, zaobserwowałem i w późniejszym czasie wykorzystywałem w swojej pracy. Wiesław Wojno był wymagającym szkoleniowcem. Treningi były intensywne i ciężkie, a efekty tej pracy przyszły na wiosnę. Dzięki ciężkiej pracy awansowaliśmy do pucharu UEFA.”
Po zwolnieniu Stańczyk przejął schedę I szkoleniowca Miedziowych. Miało być to rozwiązanie chwilowe, do czasu znalezienia nowego trenera. Los chciał, że przypadło to akurat na pamiętny dla wszystkich kibiców dwumecz z Milanem.
„Trzy dni przed meczem wyjazdowym z AC Milan zostałem pierwszym trenerem. Dla mnie osobiście to był szok. Po rozmowach z trenerem Wojno, dyrektorem i prezesem klubu podjąłem to wyzwanie. Miałem zostać tymczasowym trenerem i dać czas klubowym działaczom na znalezienie szkoleniowca, który przejmie drużynę. Wtedy AC Milan był jedną z najlepszych drużyn w Europie i myślę, że w dwumeczu wstydu nie przynieśliśmy. Zagraliśmy na miarę naszych możliwości.”
Po dwumeczu poprowadził drużynę jeszcze w czterech ligowych spotkaniach. Pomimo całkiem niezłego bilansu, na który składały się 2 zwycięstwa (w tym w debiucie w tak bliskim jego pochodzeniu Zabrzu), 1 remis i 1 porażka. Następnie dołączył do sztabu szkoleniowego konstruowanego przez Andrzej Strejlaua. Po jego odejściu obejmował jeszcze drużyny z regionu takie jak Prochowiczanka Prochowice czy Rokita Brzeg Dolny. Po tym okresie wrócił do Lubina i do tego, co kochał najbardziej czyli pracy z młodzieżą.
Zasłużona emerytura
W sierpniu 2021 roku po 32 latach pracy na rzecz naszego Klubu trener Stańczyk przeszedł na emeryturę. Pożegnany został godnie, w przerwie derbowego starcia ze Śląskiem Wrocław m.in. przez ówczesnego dyrektora Akademii, a niegdyś wychowanka Adama Buczka oraz wiernego przyjaciela Janusza Raka. Teraz głównie poświęca czas rodzinie i najbliższym oraz opiekuje się swoimi wnukami.
Wciąż jednak jest stałym bywalcem na meczach KGHM Zagłębia Lubin, za których ściska mocno kciuki. I niech przykład Janusza Stańczyka, że pasja, zaangażowanie i miłość do piłki nożnej jest świetnym drogowskazem w życiu.